Proponuje spojrzeć na Pirata stepowego Stanisława Łubieńskiego i na W poszukiwaniu ojczyzny Gao Ertai-a przez pryzmat kilku motywów, które występują w obu książkach i brzmią, jak dla moich uszy, bardzo podobnie, a więc zbliżają te dwie książki w dosyć nieoczekiwany sposób. Są to, między innymi: wizerunek świni, obraz tego zwierzątka był i jest dosyć często używany (przenośnie lub nie) przez wielu dobrych pisarzy i artystów, co w żaden sposób nie deprecjonuje jego wartości lub utworu, w którym ten symbol występuje. Wręcz przeciwnie, jego obecność zwykle przemawia na korzyść utworu. Drugi, ciekawy dla mnie temat poruszony w obydwu książkach to interakcja człowieka z rzeźbami, które go otaczają. Piękno, to trzecia kwestia, która jednoznacznie przeplata obydwa utwory, nie tylko jako ich cecha, ale jest przedmiotem nad którym zastanawiają obydwaj autorzy. Nie będę omawiał tych tematów we wskazanej powyżej kolejności. Skupię się na każdej książce oddzielnie. Postaram się w ten sposób zbudować nieco podobną strukturę do stylu użytego przez Gao Ertai w pisaniu swojej W poszukiwaniu ojczyzny.
1.
Pirat stepowy Stanisława Łubieńskiego jest podobny do Likwidatora na Ukrainie 1920 przez to, iż jest to próba szerzenia światła na machnowczyznę i na postać jej przywódcy, Nestora Machno. Autor Likwidatora Rych Dąbrowski składa swój hołd wywyższone-fantastycznie, więc w stylu jakby bardziej zbliżonym do machowskiego i, rzeczywiście, w formacie komiksowym, lecz Łubieński podejmuje próbę, również naturalistyczną (ale chyba do końca niemożliwą acz elegancką) skrupulatnego uporządkowania całej historii życia tego człowieka i chłopskiego wojskowego ruchu, który powstał wokół niego. W pewnym sensie ta realistyczna, badawcza książka to prawdziwy „pomnik” Nestora Machno, którego walczący duch wciąż nawiedza swoje rodzinne okolice na Ukrainie, mało znaną teraz miejscowość Hulajpole, ale kiedyś stolicę wolnej anarchistycznej republiki. A więc, Machno Łubieńskiego nie jest też postacią, której udało się „przynieść oświatę, poczucie bezpieczeństwa i zapewnić ludziom warunki do przeżycia i rozwoju”, jak pisze o machnowczyżnie Tomasz Sajewicz w swoim opracowaniu o tym chłopskim ruchu wojowniczym, lecz to człowiek w końcu przegrany, człowiek, który poświęcił się idee i... chyba przegrał. Prawie. Jednak ciągle z martwych wstaje w różnych opracowaniach naukowych, działaniach aktywistycznych, artystycznych i literackich! Prawdą też jest, iż Machno Sajewicza i Machno Łubieńskiego mają i wspólne cechy, i jednemu i drugiemu udało się „pokazać wszystkim wokół, że chłopska partyzantka jest w stanie pokonać praktycznie każdą siłę, jeśli tylko ma do lego odpowiednią motywację”.
Dlaczego twierdzę, że duch Machno żyje. Po pierwsze, są wciąż nowe teksty o nim, a potem, wywnioskuję to i z elokwentnych sprawozdań autora o hulajpolskich zabytkach i pomnikach, które powstałyby aby upamiętnić (lub i nie) Machno i jego ruch, ale również i o tym jak te pomniki oddziaływają z miejscowymi, a raczej wywołują żywą, spektakularną reakcję obywateli. (Podoba mi się to nawet jeżeli Gao Ertai uważa, że mamy się powstrzymać od umieszczenia na tej samej skali życia i dzieła sztuki.)
„Przez wieki sunęli po Ukraińskim stepie kolejne fale koczowników... pozostawiając po sobie tulko kurhany i kamienne idole przedstawiające wojowników. Gdy w XVIII wieku południowe rubieże Imperium Rosyjskiego (dziś Ukraina południowa i wschodnia) zaczęły zasiedlać pierwsi osadnicy, kamienni wojownicy zostali zapędzeni do pracy w gospodarstwie. Jednym pozwolono stać, by podpierali płoty i ściany. Inni, odpowiednio oszlifowani, upadli na brzuchy, zamieniając się w koryta dla świń.” Podobno, w młodości Nestor nie raz oprawiał tusze tych świń, które możliwe, że karmiły się z tych właśnie, upadłych dzieł sztuki nomadzkiej. Oprawianie tusz miało ukształtować naturalną krwiożerczość Nestora Machno - to sparafrazowanie z „nienawistnej i przez to w niezamierzony sposób komicznej biografii Machno autorstwa białogwardzisty, pułkownika, Nikołaja Gierasimienko.
„W 1998 roku w Hulajpolu, na miejscu gdzie stał dom rodzinny Nestora Iwanowicza Machno, wymurowano tablicę pamiątkową. Nie wszyscy hulajpolanie byli zadowoleni. Od tej chwili niemal codziennie powtarzały się zamachy. Podobiznę Machno oblewano farbą, mazutem, fekaliami. Parokrotnie ktoś próbował ją skuć dłutem, ale przestraszony łomotem uciekał, nie dokończywszy dzieła. Tablice, zniszczył przypadek. Skosiła ją ł a d n a, pijana dziewczyna za kierownicą. Przełamanej na pół płyty nie naprawiono. W 2008 roku pięć minut od byłej tablicy ówczesny minister spraw wewnętrznych Ukrainy Jurij Łuczenko odsłonił pomnik. W skali jeden do jednego przedstawia siedzącego na ławeczce Machno. Ńiektórzy narzekają, że przytłacza go betonowy klocek Domu Kultury. Ale ten ruchliwy plac to chyba jedyne w Hulajpolu miejsce, gdzie pomnik Nestora Iwanowicza nie musi się obawiać zamachu.”
Drugi pomnik siedzącego na ławce Machny, z granitu stoi przy ul. Trudowej 144, przed białą chatą, koło kilku zdziczałych jabłoni, gdzie w 1919, zginął pobity przed białych kozaków, brat Machno - Karp Iwanowicz. Nie wiemy nazwiska rzeźbiarza, który go stworzył, (tak jak i zniszczonej podobizny, i pomnika przy Domu Kultury) ale zamiast tego wiemy, że dzieło było ufundowane przez „patriotów hulajpolskiej ziemi”, towarzystwo Hromada. Wcześniej Bat’ko Machno był zrobiony z gipsu, ale po pierwszej zimie zaczęła z niego złazić farba i ktoś urwał mu palec(!). Działacze Hromady zaproponowali więc Lubow Fedorownie Jalańskiej, żonie wnuka Karpa, że postawią nowego Nestora Iwanowicza. I postawili. Na lata. I to nie wszystko, gliniane ściany chatki zostały umocnione i postawiono nowy dach (bo woda leciała, a ściana ledwie się trzymała, podparta była jakimiś gałęziami).
„Jest w Hulajpolu miejsce, nieopodal od bazaru, które nazwano placem Ofiar Rewolucji. Na początku byli tam pochowani machnowscy polegli za wolność Hulajpola. Po dwudziestu latach obok machnowców spoczęli żołnierze polegli w walkach z Niemcami we wrześniu 1943 roku cmentarz przebudowano. Zburzono widoczny na starych zdjęciach łuk tryumfalny, a na jego miejscu powstał b r z y d k i, pomalowany na złoto pomnik. Betonowi czerwonoarmiejcy stoją na baczność, obok zgnębiona przez okupanta rodzina: córka płacząca w ramionach matki i brodaty ojciec partyzant z ogromnymi zaciśniętymi pięściami. Z postaci bije monumentalna siła i brak emocji, co jest charakterystyczne dla radzieckich pomników.”
Na Lenina 75, w stuletnim budynku, mieści się Hulajpolskie Muzeum Krajoznawcze. Na podwórku olbrzymia stalowa taczanka w kolorze czarnym. Przy wejściu popersie Nestora Machno. Zwiedzanie zaczyna się od piwnicy. W każdym pokoju inna tematyczna wystawa: Kozacka. Chłopska. Rzemiosła. Salon kupca. Nudno i konwencjonalnie, pisze Łubieński. Dalej wydaje się być ciekawiej. Piąty pokój to – Głodomór, a na piętrze – pochwała Radzieckiego oręża, mechanizacja kołchozów, sukcesy sowietów. W końcu, dyskretnie oddzielony od radzieckiej części ekspozycji – Nestor Machno. Artykuły z gazet, zdjęcia, pod ścianą jeszcze jedna taczanka. I czarny transparent: „Rady bez komunistów”. Autor zastanawia się, jak szczycić się radziecką historią i równocześnie mówić o zbrodniach systemu. Uważa, że Muzeum nie znalazło sposobu, by połączyć te opowieści. „Ekspozicje na piętrze i w piwnicy jakby ukrywają się wstydliwie przed sobą, jakby jedna nie mogła dowiedzieć się o drugiej”.
Wydaje mi się, że autor nie ma tutaj racji. Wszystkie ekspozycje są jednak połączone. W wyobraźni rzadkiego widza, który to muzeum odwiedza. Nie mówiąc już o wyobraźni czytelników tej właśnie książki, lub innych tekstów o tym muzeum. W pewnym sensie autor sam to sugeruje, i nazywa to subtelnie, „jeszcze jednym przykładem myślenia magicznego”.
Dużo jest w książce o taczankach, jednak nie jest wspomniany pomnik (odsłonięty 27 października 1967 r., po 17 latach od momentu kiedy powstał jego pierwsza makieta), który stoi w Kachowcach, przestawiający taczankę. Może nie ma o tym nic dlatego, że jest dobrze znany1, a może dlatego że o tym monumentalnym dziele nie da się powiedzieć iż bije od niego brak emocji. Zwłaszcza że z powstaniem pomnika związany jest ciekawy „machnowski” detal. Pomnik powstał dla upamiętnienia zwycięskiej kampanii Armii Czerwonej przeciwko Białym zakończonej ich rozbiciem na Krymie (a Pirat stepowy przypomina nam iż stało to się niemniej przy mocnym zaangażowaniu machnowców). Ten pomnik odlany z brązu i ważący ponad 60 ton, też siłuje się z atakami wandalów. W tym przypadku jednak, głównie chodzi o cięcie małych kawałków brązu na sprzedaż przez lokalnych przedsiębiorców. Pomnik przedstawia taczankę z Maksymką – karabinem maszynowym modelu z lat 1910/30, z dwuosobową załogą, zaprzęgniętą w czwórkę koni. Ponieważ taczanki Armii Czerwonej w czasie rosyjskiej wojny domowej z reguły były zaprzęgane w trzy konie, według popularnej wersji modelem dla pomnika była taczanka wykorzystywana przez oddziały Nestora Machno! Taka właśnie taczanka jest namalowana na pierwszej stronie Likwidatora na Ukrainie 1920.
Od kilka lat jest też, to znaczy był i nie wiadomo czy jeszcze będzie się odbywał, na początku bardzo ciekawy, taka socjalna rzeźba w stylu Beuysa, kontrowersyjny muzyczno-poetyczny festiwal „Machnofest”. Niestety, podobno festiwal został ostatnio przywłaszczony przez dosyć konserwatywne władze lokalne...
Bardzo ciekawy w książce jest wątek pieniędzy. I nie chodzi tylko o to, że Machno, w zmierzchu swego życia, w okresie paryskim, dużo publikował raczej dla sprawy, a nie dla pieniędzy, co, pewne spowoduje utożsamienie wielu (nawet nie anarchistycznie nastawionych) czytelników z jego postacią. Chodzi mi o utopijny świat Machno, i próbę jego urzeczywistnienia – Hulajpolska republika. Świat ten miał się oczywiście obyć bez pieniędzy. Ideał jak zwykle okazał się nieżyciowy. A że w stepie płacono czym się dało, machnowcy postanowili, że stworzą walutę w swoim stylu, pieniądze, które będą rubasznym, kozackim żartem.2 Łubieński pisze: „Szkoda było fatygi, papieru i farby drukarskiej na wprowadzanie do obiegu nowych banknotów (z tego co wiem jakieś próby byli jednak podejmowane w tym kierunku3). Skorzystali więc z istniejących biletów bankowych, nadając im niepowtarzalny sznyt. Na pieniądze, które trafiały w ich ręce, zaczęli przybijać pieczątki z napisem: 1 Rew. Armia Ukrainy Machno” i nominał. Na niektórych banknotach pojawiał się odbity czarnym tuszem portret Bat’ki i krótkie, często rymowane hasła. „Kto nie zechce forsy brać, temu będziemy dupę prać”, „Hop, nie troskaj się, kumie Machno pieniądz mnożyć umie”, „Nasze nie są gorsze od waszych”.”
Chciałbym myśleć o tych banknotach nie jak o walucie jednego z szeregu (efemerycznych lub nie) krajów charakteryzujących się statusem „niepaństwowosci”4, lecz, szczególnie z powodu nieodłącznego humoru w napisach, jako mało znanym (może naiwnym ale na pewno bardzo interesującym i na pewno awangardowym) pionierskim dziele sztuki konceptualnej.
Ingerencja na banknotach to już popularna artystyczna praktyka, motywowana z niezliczonych powodów. Zwykle, zawsze to jest w odpowiedzi na niemożność dostępu do obiegu, z powodu rozpowszechnienia się prześladowania władz, więc do niemożliwości wypowiedzi, z powodu wzrostu cenzury lub braku reprezentacji w sferze politycznej. Artyści wykorzystali wielokrotnie tę taktykę, ponieważ potajemna wiadomość, będąc nierozerwalnie przywiązana do wartości wymiennego banknotu, trwa i ciągle komunikuje, zakaża jak wirus, tak długo jak posiadacz banknotu na to pozwoli. Meireles Cildo, Joseph Beuys, Robert Rauschenberg, Andy Warhol, Ant Farm, Arman, Yves Klein, artyści z Fluxus, aktywiści ruchu Occupy Wall Street, i wielu, wielu innych, umieszczali swoje wiadomości do obiegu z rąk do rąk, stemplując, a więc transformując banknoty5. Wygląda na to iż machnowcy to jedni z pierwszych, którzy zaczęli drukować dzieła sztuki na istniejących już banknotach, kwestionując ich wartość, i równocześnie wyśmiewając system, który je wyprodukował.
Jednak, pieniądze zawsze były częścią konfliktu zbrojnego. Jako broń pieniądz przyjął różne formaty i podawany był różnym zastosowaniom: był nosicielem komunikatów propagandowych, przepustką, lub częścią operacji, która miała przerażać lub sprowokować zamieszanie wśród wrogów. Ale i tak, propagandowe banknoty Machno są pięknym, i oczywiście, politycznym dziełem sztuki.
Można było by zarzucić autorowi sposób w jaki porządkuje i omawia on na zimno gorące fakty z życia Machno (białe to wyraźnie białe, czerwone to czerwone, czarne to czarne, miłość to jedno, idea, wolność to inna sprawa) gdyby nie jego komentarze, dosyć sceptyczne, ale jednak pojawiające się w książce, o wspomnieniach Idy Mett. Fragmenty z jej biografii dotyczące Machno z czasów paryskich są pełne życzliwości i podziwu. Podobno przez trzy lata była dla niego kimś w rodzaju sekretarki. Jej wspomnienia trudno jednak uznać za wiarygodne, pisze autor, bo wykazała się w nich dużym upodobaniem do oczernienia szczególnie nielubionych osób. (Może z czarnej zazdrości?) Pisze np, że Halina Kuźmenko usiłowała poderżnąć gardło śpiącemu Bat’ce. Romansowała podobno z jakimś petlurowskim oficerem i nie widziała innego sposobu na zakończenie związku z Machnem. Machno zbudził się w ostatniej chwili, ale w szamotaninie była żona poraniła mu twarz. Stąd, wyjaśniała Mett, wielka szrama na policzku rewolucjonisty. Ale szrama już była i przed Paryżem - pamiątka po bitwie! Mett twierdziła też złośliwie, że Halina Kuźmenko związała się z Wolinem (pseudonim anarchista Wsiewołoda Eichenbauma). Ale to nie prawda, twierdzi autor, bo małżonkowie pozostali w dobrych stosunkach. Przez jakiś czas Hałyna regularnie odwiedzała z córką chorego Machno, później z powodu pracy przeniosła się do innego miasta.
Gai Ertai nie uwierzył by argumentacji Łubieńskiego. Osoba, która doniosłą na Gao, i z powodu której dostał się do łagru śmierci (gdzie można było przeżyć tylko cudem, cud podobny do obudzenia się w nocy w chwili, kiedy ktoś próbuje poderżnąć ci gardło, a więc prawie taka sama sytuacja jak i ta opisana przez Mett), bardzo się ucieszyła kiedy zobaczyła go po latach. Zaprosiła Gao na drinka. Pili razem przez długi czas jak starzy przyjaciele. Był też i zabijaka, który ciągle bił na prawo i na lewo i tyranizował wszystkich potępionych przez partie intelektualistów „prawicowców”. Po tym jak dostał fizyczny odpór od samego Gao, były zabijaka stał się nagle człowiekiem z którym można było mówić „wolno”, bez obaw o donos, można było go nawet nazwać przyjacielem. Co to za miłość/ małżeństwo bez kłótni na nóże? I co za wielka rzecz zrobić cięcie w miejscu gdzie już istnieje stara blizna?
Jak już wspomniałem w Paryżu Nestor Iwanowicz dużo pisze. Szczerze i odważnie, ale nigdy nie nauczy się tego robić ciekawie - pisze Łubieński. Zawsze myślałem że pisać szczerze + odważnie = ciekawe. Przecież to, że biografia Machno prawie się nie sprzedawała mogło być wynikiem innych przyczyn niż brak ciekawości, np. złej dystrybucji, braku promocji, złego ogólnego politycznego klimatu w Paryżu i w Europie w tych przedwojennych czasach, i jeszcze istnieją wielu innych przyczyn... Odbiorca też był nie odpowiedni, przecież, w przeciwieństwie oo podobizn z Hulajpola, płaskorzeźba z nagrobku Machno, na paryjskim cmentarzu Pere-Lachaise nigdy, z tego co wiem, nie została zaatakowana od momentu jej postawienia. Więc, nieciekawość w stylu pisarskim Machny, był by to wyrok za mocno pejoratywny jeżeli nie to że jednocześnie Łubieński pisze o Machno jak o niestrudzonym obrońcy dobrego imienia jego ruchu, żądającego dowodów, wzywającego oszczerczych autorów do publicznej dyskusji. A to już jest dokładnie jak w słynnym eseju Gao Ertai-a, w którym Gao również pisał iż piękno (piękno zwraca naszą uwagę, a więc jest ciekawe) jest subiektywne, każdy postrzega coś innego i w inny sposób. I jeszcze jest to, że Łubieński podporządkowuje się w tej książce mądrości Lu Xuna, słynnego chińskiego powieściopisarza XX wieku, cytowanego przez Gao Ertai-a. Mówił on iż istnieją dwa rodzaje ludzi zasługujących na szacunek: ci którzy byli w więzieniu i ci, którzy byli na polu bitwy. Machno znajdował się w obydwóch sytuacjach.
2.
Ta płynna kolekcja reportażów z piekła na ziemi urządzonego przez Komunistyczną Partię Chin, będzie dobrą lekturą dla artystów, krytyków i historyków sztuki, dla aktywistów i dla tych którzy interesują się połączeniem sztuki a polityką. (Nawet jeżeli mamy tutaj do czynienia z mniej progresywnymi dziś ideami liberalnymi.) Publikując teoretyczny traktat o piękności oznaczało dla młodego Chińskiego malarza do końca wykonany gest swobody wypowiedzi, w kraju gdzie taka opcja jakby nie istniała. Tak piękność (w tym eseju) stała się dla Ertai-a i dla jego współczesnych symbolem wolności jednostki, kwestią jak najbardziej problematyczną, a więc polityczną.
Co robiliście, co robicie lub co zrobicie mając 18-19 lat? Nestor Machno na przykład, już wiedział w tym wieku co to znaczy strajkować i walczyć za lepsze warunki pracy w fabryce, uczestniczył już w jednej (nieudanej) rewolucji, był członkiem Chłopskiej anarchokomunistycznej grupy, i aktywnie brał udział w uzbrojonych wywłaszczeniach bogatych. Znajdował się już dwukrotnie w areszcie. Stanisław Łubieński, z kolei, możliwie że zaczynał w tym wieku dumać nad książką o Machnie. Gao Ertai, autor W poszukiwaniu ojczyzny, w wieku 19 lat, (był to 1957 rok, kiedy Chińska Komunistyczna Partia złagodziła nieco cenzurę) opublikował esej o pięknie. I to działanie napędziło go życie w rdzeń istnienia.
Bohaterowie książki porównują esej najpierw do tekstów Ernsta Macha, a potem, i do myśli Rabindranath Tagore-a. Uznają ten esej za dzieło sztuki, podkreślając jednak to, że w momencie kiedy tekst został napisany, autorowi brakowało doświadczenia życiowego. Główna teza eseju brzmi następująco: piękno to kategoria subiektywną, każdy postrzega je inaczej. Gao zlekceważył w nim materializm dialektyczny. Dla komunistycznego reżimu piękno (w marksistowskim ujęciu) było czymś obiektywnym. W konkluzji eseju Gao domagał się tego samego co i Machno, kiedy bronił machnowczyznę i anarchizm: dyskusji, dowodów, kontrargumentów – wolności słowa. W pewnym sensie to o czym pisze Ertai nie wydaje się nam dziś żadną nowością. Dziś mamy nawet faktyczne dowody subiektywizmu, o którym on mówi. Nie zdawałem, jednak, sobie sprawy, jak i sam Gao Ertai kiedy pisał swój esej, z tego jaka współczesna jest myśl Ernsta Macha (ciekawe podobieństwo w nazwiskach Macha i Machno). Nie widzę w tym eseju wielkiego dzieła sztuki, ale razem z resztą książki to już inna sprawa (a to tylko druga część z trzyczęściowej wielkiej epopei; tyle samo jak i w autobiografii Nestora Machny). W całości, razem z opisanym życiowym doświadczeniem to jest tak jakby się pływała po głębokiej i szybko płynącej rzece, prąd jest silny, ale czujesz, że wszystko jest jakby w porządku, że pływa się dobrze, że widok jest piękny, że jesteś jakby wypoczęły, akurat niedaleko widać falującą łódź ratowników, ale nagle za obie nogi łapie ci skurcz, nie panujesz już nad swoim ciałem, idziesz na dno. Twoi usta, i nos są czymś zalane, woda jest straszne słona, na pół z piachem. Pali ci usta. Ale wszystko można przerwać. Ręce są w stanie zamknąć szybko książkę. Jesteś uratowany. Znajdujesz się poza niebezpieczeństwem. Podczas kiedy bohaterowi książki giną z różnych powodów, są bici, terroryzowani, głodzeni, wystraszani.
Esej Gao Ertaia jest włączony do tej książki jako ostatnia część. Podobno wzbudził ogólnokrajowe zainteresowanie w Chinach, i przyniósł autorowi etykietę “prawicowego elementu”, co z kolei spowodowało niedługo, że został potępiony, zwolnony ze stanowiska nauczyciela rysowania i skazany na obóz pracy w Jiuquan. To miejsce Gao określa „obozem śmierci”.6 Polowa książki jest o jego doświadczeniach w obozie Jiuquan.
Książka składa się z trzydziestu dwóch płynnie toczących się opowiadań, redagowanych poza granicami Chin. I Gao i Machno zostali wygnańcami ze swoich krajów. Czasami pewne elementy się powtarzają. To w żaden sposób nie przeszkadza lekturze. Myślę, że te powtórzenia są takimi odświeżającymi pętlami pamięci, ale może, jak w moim przypadku są pomocne do określania bohaterów. Niestety dla mnie chińskie nazwiska są dosyć trudne do zapamiętania. A tak, każdy istotny bohater ma pewien dodatkowy opis. Na przykład na stronie 71 mówi się o tym jak został obalony z stanowiska Shangguan Jinwen, jeden z szefów brygady, przez nadzorującego go kadrowca: Związano go jak wiezionego na rzeź wieprzka i rzucono na ziemię. A następnie, na str. 99 też jest o innym: Wykręcili mu ręce do tylu, związali je. Plecy przewiązali na krzyż i zacisnęli węzeł na ramionach tak mocno, że zaczął się wrzynać w ciało... wydał z siebie nieludzki głos, niczym świnia prowadzona na rzeź.
Ta sama operacja pojawia się jeszcze raz, ale już chodzi o innego więźnia: „Do dziś nie mogę pojąć, jak moi towarzysze niedoli (w większości pracownicy umysłowi i na pół zagłodzone chuderlaki), którym kazano wykonać na Zhangu „świńskie wiązanie” i których nigdy w tym nie szkolono, wykazali się wtedy takim profesjonalizmem, taką praktycznością, werwą i siłą... Zrobili to tak mocno, że więzy wbiły się w ciało ofiary i natychmiast pociekły spod nich jaskrawo-czerwone strugi krwi, nasączając powoli sznur, a następnie - odzież.” Wydaje się iż tortura przez świńskie wiązanie była częścią lokalnej kultury tortury w obozie w Jiuquan. Więc, świnia jest w tej książce utożsamiana z ofiarą obozu, czasami nawet więzień jest w gorszej sytuacji od świń, czasami świnia to symbol obfitości, a nawet jej obecność to drogowy znak wskazujący do piękna. Już po odpuszczeniu obozu Gao opowiada: „Wszystkie obrazy, które przyszło mi namalować, miały chwalić wielkie osiągnięcia nowych Chin, zwłaszcza „główną linię polityczną” i komuny ludowe: m.i. świnie wielkości wołów...” A to kiedy w lagrze na śniadania i kolacje było zawsze to samo: gotowana kapusta, rzepa lub coś równie nędznego, wszystko wymieszane zazwyczaj z mąką kukurydzianą i nic więcej. Potrawa była bardzo rzadka. Gdyby miała gęściejsza konsystencję, byłaby z tego dobra karma dla świń.
W obozie za dnia ludzie pracowali, a wieczory musieli poświęcać na “studia”. To oznaczało wzajemny nadzór i krytycyzm: trzeba było “zatknąć czerwoną flagę, podeptać białą flagę, zniszczyć czarną flagę”. Czarna flaga to symbol „nacjonalizmu”, feudalizmu, burżuazji, rewizjonistyczna ideologia. Biała to, chyba, symbol poddania się. Ciekawe że i w czasach Machny najbardziej dyskutowane kolory byli te same. Walczyli miedzy sobą czerwoni bolszewicy, białogwardziści, i czarni machnowcy anarchiści, (i trochę zielonych, ale o nich mało się mówi). Zaczekawiło mnie, kiedy Łubieński pisze iż w pewnej bitwie z machnowcami, białogwardziści mieli chorągwie czarnego koloru z głową białego wilka (pewnie tak zwani Sotnią wilków kapitana Szkury), a machnowcy czarną z obrazkiem białej czaszki i z dwoma skrzyżowanymi kościami pod nią. Ciekaw jestem też, czy byli może bitwy w których i Biali i Czarni grupy wojowników biły się pod podobnymi czarnymi flagami, z czaszką?7
Gao został przetransferowany do innego gospodarstwa po to aby pomóc przy powstaniu pewnej wystawy, która miała wychwalić wielkie osiągnięcia nowych Chin. To uratowało my życie. Wyciągnął go z Jiuquan profesor, który widział obrazy Gao jeszcze przed tym jak został on zakwalifikowany jako prawicowiec. A kiedy praca nad wystawą się skończyła, okazało się że obozu koncentracyjnego już nie ma. Został zlikwidowany. Więźniowie albo poumierali, albo byli blisko śmierci i zostali wysłani do rodzinnych miejscowości. A więc Gao napisał list do dyrektora instytutu badawczego przy znanych już na całym świecie jaskiń Mogao i poprosił o etat. A ten go sprawdził i przyjął! O tym druga polowa książki.
Gao opowiada w jednym z tekstów, o tym jak wielkie posągi były niszczone przez tych którzy mieli je chronić, np. wiceminister kultury (1962 r.) zorganizował konferencje, na której miał powstać inżynieryjny projekt stabilizacji jaskiń. Obchodząc jaskinie goście dyskutowali o rzeźbach Qing i zdecydowali, że są ohydne, dlatego też później podczas konferencji podjęli uchwałę o ich usunięciu i zniszczeniu. Gao obserwuje bezwładnie jak zatrudniona do wykonania zadania gromada wieśniaków podnosi jeden za drugim pogruchotane torsy i kończyny, ciska je na zaprzężony w woły wóz i odjeżdża z nimi w głąb pustyni Gobi, gdzie zamierzali je porzucić... Przynajmniej skradzione relikty wystawione w British Muzeum i innych światowych galeriach, otrzymały właściwą ochronę i są dostępne dla zwiedzających.
Pod tym fragmentem jest w książce notatka która bardzo do mnie przemówiła. Tłumaczy detal z filozofii okresu Song (lata 960 –1279): chodzi o idee „czystości i pustki”(bardziej dosłownie: „opróżnij i wyczyść”) polegała na pozbyciu się „gratów” tradycji.
Gdzieś indziej: „Jeżeli osoba odtrącała palec posągowi... nie była za to ganiana”. Nie można nie przytoczyć tutaj powieści Pielewina Czapajew i Pustota a w polskim jak i w angielskim tłumaczeniu jej nazwa brzmi następujące „Mały palec Buddy”. W tej książce palec Buddy do straszna broń. Ten na kogo skierowany będzie palec Buddy ten zginie w... Nicość. U Pielewina, palec Buddy jest umocowany na taczance zamiast Maksymki.
Machno uciekał od bolszewików przez Rumunie, i Polskę (gdzie był sądzony) do Paryżu. Jednocześnie, grupa z ponad 500 białych Rosjan, w 1922, uciekła z ojczyzny przez Chiny. Byli przez jakiś czas zakwaterowani w Jaskiniach Mogao. Uchodźcy ścierali, zamalowywali i usuwali freski, wydrapywali coś na ścianach. Zdjęli okapy z czasów dynastii Tang i Song, rozebrali prowadzące od jaskini do jaskini drewniane chodniki, używając je jako drzewa do rozpalania ognia. Zdarli złotą warstwę z wielu posągów, pozostawiając na nich głębokie rysy.
Ciekaw jestem czy zachował się przy jaskiniach ogromny zniekształcony posąg Mao, który wyrzeźbił Hu Xing, jeden z członków klasy robotniczej. Proces powstania posągu, jest szczegółowo i z przerażeniem opisany przez Gao. Pamiętajmy iż komuniści uważali własną kulturę za szczyt szczytów. Zastanawiam się, czy moja ciekawość jest spowodowana tym to jak trzewne Gao opisuje to twórcze wydarzenie, albo tym że dostrzegamy sztukę na różny sposoby, co z kolei, jest dowodem iż Gao ma rację w swoich tezach o pięknie.
Wang Jiesan, Zaliczywszy kilka sesji walki klasowej, zrozumiał, że może bić bezkarnie nie tylko swoja żonę. Zbierał się do bicia na zimno i bez słów, jakby szlachtował świnię. (A więc jest podobny do Machny wobec Nikołaja Gierasimienko) Miał wyjątkowo mocne nogi, którymi kopał potępionego przez proletariat dyrektora instytutu Shuhong Changa tak, że ten turlał się tam i z powrotem po podłodze, po czym już tylko pełzał, brocząc krwią. Na skutek licznych pobić, Chang miał uszkodzony kręgosłup, więc nie mógł stać. Klęknąwszy, podpierał się na rękach i w tej pozycji posuwał się na przód. Miał owiany kolana dwoma kawałkami starej baranicy. Na nic, że był malarzem z międzynarodowym nazwiskiem. Z pozycji direktora instytutu stoczył się do świniopasa jedynej świni trzymanej przy Instytucie - jorkszyra. Głodna świnia kwiczała mu prosto w twarz. Aby sprostać jej wymaganiom, pan Chang pełzał bez przerwy, w tył i w przód, dniem i nocą. Jego poczerniała od podwórkowej sadzy sylwetka stała się wkrótce częścią krajobrazu. W dniu kiedy świnia została zarżnięta pan Chang stracił zajęcie. Dostał nowy przydział, miał towarzyszyć Gao we wznoszeniu murów propagujących myśli Mao wzdłuż autostrady Gobi. – Zeszłej nocy – powiedział – gdy karmiłem świnię, przypomniała mi się linijka z Li Baia: „Klęcząc, ofiarowuje prosty posiłek. Na talerze pada jaskrawy księżyc.”
W poszukiwaniu ojczyzny
Gao Ertai
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2012
Pirat stepowy
Stanisław Łubieński
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2012.
Abonați-vă la:
Postare comentarii (Atom)
Niciun comentariu:
Trimiteți un comentariu